Nigel Farage: Barroso to kompletny idiota.

Bez podatku dochodowego wszystko ruszy z miejsca! – Janusz Korwin-Mikke o reformach gospodarczych.

To nie tak…

Czytając lokalną prasę, studia rozwoju; słuchając wykładów, wywiadów, dyskusji etc. na temat perspektyw rozwoju Łodzi, często odnoszę wrażenie, że (prawie) wszyscy w tym mieście zapomnieli o ekonomii, tej klasycznej, tej którą wyznawali Friedman, Mises czy Hayek oraz o historii. Historii Łodzi – miasta kapitalistycznego, Ziemi Obiecanej.

Te wszystkie mądre głowy dyskutujące o rozwoju Łodzi snują nam utopijne plany modelowego miasta.. Że jak zbudujemy „Nowe Centrum Łodzi” to nastanie bogactwo, przyjdą inwestorzy, miasto wypięknieje, bla, bla, bla. Że jak odnowimy kamienice, to nastanie bogactwo, przyjdą inwestorzy, miasto wypięknieje, bla, bla, bla. Wszystkie te osoby mylą się w jednej, podstawowej kwestii. Atrakcyjna przestrzeń publiczna, piękne kamienice, zadbane ulice, kina, teatry, opery, restauracje to nie przyczyna bogactwa, a jego skutek! Nie buduje się teatrów i filharmonii po to by zwabić inwestorów. Buduje się je dlatego, bo jest na nie popyt! Bo ludzie chcą chodzić do teatrów i filharmonii.

Do Łodzi nie zjeżdżali tkacze i przedsiębiorcy dla pięknych kamienic i imprez kulturalnych, tylko dlatego, że mogli się tu dorobić. Łódź była Ziemią Obiecaną ze względu na atrakcyjność gospodarczą, a nie estetyczną czy kulturalną. Gdyby było inaczej – nikt by tu nie przyjechał, bo kto by chciał mieszkać w brudnym mieście przemysłowym, pełnym dymiących kominów? Dopiero później powstały piękne kamienice, kina, teatry i kawiarnie. Bo kiedy ludzie mają już za co kupić chleb, za co się ubrać, myślą o usługach wyższego rzędu, o kolejnych udogodnieniach w swoim życiu.

Nie otwiera się drogich butików i salonów Ferrari by przyciągnąć do miasta bogatych ludzi. Otwiera się je dlatego, że bogaci już tu są i będą kupować te marynarki za 50tys. i najnowsze modele Ferrari. Zagraniczni inwestorzy nie budują fabryk w Chinach, bo są tam ładne kamienice, tylko dlatego że im się to opłaca. Banki i korporacje nie lokują się w Hong Kongu czy innym Szanghaju z powodu dobrych oper i teatrów, tylko dlatego, że jest tam wolność gospodarcza. Atlanta, jedno z najbrzydszych miast amerykańskich, przez które centrum przebiega 10-pasmowa autostrada (tzw. Downtown Connector; polecam zobaczyć na Google Earth jak to wygląda), jest najszybciej rozwijającą się aglomeracją w Stanach Zjednoczonych (a przynajmniej była do czasu wybuchu kryzysu). Przykład miast amerykańskich i chińskich doskonale obala tezę, jakoby atrakcyjna przestrzeń publiczna oraz architektura były głównym bodźcem rozwoju gospodarczego. Są to najwyżej bodźce poboczne, niejako sprzyjające rozwojowi, ale na pewno nie są one głównymi czynnikami rozwoju! To głównie udogodnienie dla mieszkańców, którzy już tam mieszkają. Amerykańskie i chińskie miasta – często brzydkie, pozbawione historycznej zabudowy, z nieludzkimi arteriami przebiegającymi przez sam środek tkanki miejskiej. Mimo to są siedzibami korporacji, firm, banków, ośrodków badawczych.

Czy dla Łodzi naprawdę najważniejsze jest w tej chwili budowanie Nowego Centrum, Specjalnej Strefy Sztuki, rewitalizacja EC1, budowa centrum festiwalowego? Śmiem wątpić. Czy przedsiębiorcy otworzą tam nowe sklepy, korporacje otworzą biura tylko dlatego, że jest tam ładnie, schludnie, kulturalnie? Kto będzie chodzić do tych sklepów, kin, teatrów? Nikt nie przeprowadzi się do Łodzi dla dobrej opery. Co najwyżej przyjedzie kilku turystów, porobi zdjęcia, wyda trochę pieniędzy w pubach i restauracjach i to wszystko. To się nie zwróci. Nie zwróci się z jednej prostej przyczyny – ta inwestycja nie jest prywatna, decyzja o budowie Nowego Centrum Łodzi to decyzja polityczna, nie ekonomiczna. Łodzi potrzebne jest gospodarcze ożywienie, nowe miejsca pracy, a nie szalone pomysły władz miasta i architektów. A do tego potrzebna jest wolność gospodarcza, na tyle na ile pozwala nam ustrój III Rzeczpospolitej (niestety przez ten głupi system mamy bardzo ograniczone możliwości, nie możemy np. znieść na terenie województwa łódzkiego podatku dochodowego czy obniżyć VAT-u). Dopiero potem możemy myśleć o kolejnych rzeczach.

Nie jestem zwolennikiem wyburzania zabytkowych kamienic, fabryk, budowania autostrad przez centrum (chyba, że podziemnych, budowanych przez prywatnych inwestorów) oraz budowania „czego się chce, gdziekolwiek się da”, bo jako konserwatysta opowiadam się za ochroną dziedzictwa kulturowego, zabytkowej tkanki miasta, układu urbanistycznego miasta przemysłowego. Ja chcę jedynie powrotu do normalności, gdzie to ludzie z własnej inicjatywy budowali to dziedzictwo, te kamienice i fabryki.

Sprawne urzędy, niskie podatki – to powinien być priorytet dla władz miasta, a nie szklane domy. Sama idea rewitalizacji EC1 jest jak najbardziej ciekawa, ale dlaczego nie mogliby jej zrealizować prywatni inwestorzy? Jakoś Manufaktura powstała bez wkładu finansowego miasta, nie kosztowała obywateli ani grosza. To inwestor poniósł ryzyko, nie Łodzianie. Dzięki temu Manufaktura zarządzana jest tak profesjonalnie, dzięki temu Manufaktura wygrywa rywalizację z Piotrkowską. Bo jest prywatna. Bo musi się zwrócić, musi przynosić zyski. To w Manufakturze istnieje najbardziej atrakcyjna przestrzeń publiczna w Łodzi (w potocznym tego słowa znaczeniu). Inwestycja w Nowe Centrum Łodzi jest inwestycją niezwykle ryzykowną, szczególnie w obecnym czasie, gdy nad Europą krąży widmo bankructwa i bardzo głębokiej recesji gospodarczej. To bardzo droga inwestycja, przez którą miasto kolejny raz musi się zadłużyć.

Ciągłe zadłużanie miasta będzie w przyszłości skutkować dramatycznym cięciem wydatków, zapewne na bardziej przyziemne, acz nie mniej ważne kwestie, takie jak: remont i budowa dróg, rozwój komunikacji publicznej itp. oraz na zwiększaniu dochodów: podwyższaniu podatków, opłat i dzikiej (bo przeprowadzanej na szybko by ratować budżet) prywatyzacji. To nie zachęci inwestorów do inwestycji w Łodzi. Ludzie nie wyjeżdżają z Łodzi przez brak imprez kulturalnych, kin, teatrów, czy fatalny stan śródmieścia. Wyjeżdżają, bo nie mają tutaj atrakcyjnych ofert pracy. Bo gdzie indziej w Polsce mają wyższe zarobki. Łódź nie jest biedna dlatego, że ma zaniedbane centrum. Jest na odwrót. To centrum jest zaniedbane dlatego, że Łódź jest biedna! A dlaczego Łódź jest biedna? Bo władze miasta i naszego kochanego państwa ciągle są zdania, że wiedzą lepiej od Łodzian na co wydać ich pieniądze. Dzisiaj wydają je min. na NCŁ.

Miasto nie jest od inwestycji, to prywatni przedsiębiorcy są od inwestycji. Dlatego jestem bardziej zwolennikiem „Pro-revity” niż „100 kamienic dla Łodzi”. Rewitalizację i remonty kamienic czy fabryk powinni finansować i przeprowadzać prywatni przedsiębiorcy, a nie władze miasta. Władze miasta powinny jedynie stworzyć dla rewitalizacji odpowiednie warunki. Powinno się opracować kompleksowy plan rewitalizacji na wzór pro-revity dla całego śródmieścia, uregulować stan własności nieruchomości, sprzedać (lub wręcz oddać za darmo, w zamian za sfinansowanie i przeprowadzenie remontu) należące do gminy kamienice. Zlikwidować mieszkania socjalne. I przede wszystkim uchwalić plany przestrzenne dla centrum, a potem całego miasta. Po to by inwestorzy mogli bez problemu znaleźć dogodną lokalizację dla budowy apartamentowca, fabryki, czy biurowca, bez zdawania się na łaskę urzędników, długiego oczekiwania na WZ, pozwolenia na budowę, negocjacji z konserwatorem zabytków i architektem miasta. Tak by inwestor mógł spojrzeć na mapę, wybrać najatrakcyjniejszą lokalizację, kupić działkę, a architekci projektujący budynek mieli jasne wytyczne, co mogą, a czego nie. Trzeba usprawnić urzędy i zrównoważyć budżet. Ograniczyć zbędne wydatki (przede wszystkim na igrzyska, czyli wszelakie imprezy kulturalne, koncerty itp.), obniżyć podatki lokalne oraz państwowe korzystając z instrumentów, jakie daje Specjalna Strefa Ekonomiczna, sprzedać większą część majątku gminy, sprywatyzować drogi i komunikację publiczną.
Sprawne urzędy, ograniczona biurokracja oraz niskie podatki. To zachęci zewnętrznych inwestorów do inwestycji w Łodzi, a samych Łodzian do założenia własnych firm zdecydowanie bardziej niż inwestycyjne plany władz miasta. Z całej idei Nowego Centrum Łodzi jedynie przebudową dworca powinno zająć się miasto i tak naprawdę tylko nowy dworzec może realnie przyciągnąć do Łodzi „biznes”. Gospodarka Łodzi musi stanąć na nogi, potem przyjdą odnowione kamienice, kina, teatry, najdroższe butiki i salony Ferrari. Nie na odwrót.

Artur Klimczak- członek KNP Łódź

Gen. Sławomir Petelicki nie żyje – założyciel GROM-u, oddany patriota.

Media podają:

Ciało z ranami postrzałowymi –  pierwszego dowódcy i założyciela GROM-u znaleziono w garażu na warszawskim Mokotowie . Jak nieoficjalnie dowiedziała się PAP ze źródeł zbliżonych do służb, wiele wskazuje na samobójstwo.

To  kolejne rzekome samobójstwo osoby wysokiej rangi w państwie. Czy mamy do czynienia z porządkami na szczytach władzy ?

Od chwili powiadomienia policji przez rodzinę do momentu orzeczenia rzecznika prasowego policji nie minął dzień a już rozstrzygnięto, iż było to samobójstwo. Nie podano żadnych faktów wskazujących na możliwość pchnięcia Petelickiego do takiego czynu. Pragnę zwrócić uwagę na retorykę przekazywanych nam informacji :

‚Ciało z ranami postrzałowymi’   ‚ wiele wskazuje na samobójstwo’

Czy mamy więc sądzić, iż generał Petelicki strzelał do siebie kilkukrotnie raniąc się i nie mogąc trafić sobie w skroń ?

Czy mamy więc do czynienia z raportowaniem sprawy na życzenie przełożonych ?

Generał  Sławomir Petelicki (1946 – 2012) Od 1969 r. pracował w Departamencie I MSW, obejmując placówki zagraniczne, m.in. w Wietnamie, Chinach i USA. W latach 1990-1995 organizował, a następnie dowodził jednostką GROM. W 1996 roku krótko doradzał premierowi Włodzimierzowi Cimoszewiczowi. W latach 1997-1999 ponownie dowodził GROM-em.

Przypominamy, że to gen. Petelicki ujawnił, informację po katastrofie w Smoleńsku przeznaczoną do polityków Platformy Obywatelskiej, która rozsyłana była wiadomościami SMS ze wskazówkami, w jaki sposób mają się wypowiadać na ten temat. Petelicki oświadczył w mediach, iż takiego SMS-a otrzymał od jednego z polityków PO, a autorami wiadomości były najważniejsze osoby w Platformie.

Informacja do wglądu polityków PO brzmiała :

„Katastrofę spowodowali piloci, którzy zeszli we mgle poniżej 100 metrów. Do ustalenia pozostaje, kto ich do tego skłonił”.

Gen. Petelicki był także członkiem Zespołu Ekspertów Niezależnych – współtworzył raport poświęcony przyczynom katastrofy smoleńskiej .

„Twórca jednostki GROM twierdził, że decyzja o przyjęciu konwencji chicagowskiej jako podstawy prowadzenia badania katastrofy zapadła w trójkącie Donald Tusk-Tomasz Arabski-Paweł Graś.”

Zdaniem gen. Petelickiego, lot do Smoleńska miał bezdyskusyjnie status wojskowy, a odpowiedzialnością za katastrofę nie można obarczać pilotów. Winę za przygotowanie lotu ponosi za to– według twórcy GROM -Kancelaria Premiera. Pierwszy dowódca jednostki GROM ostro krytykował rząd za to, że przy wyjaśnianiu przyczyn katastrofy smoleńskiej nie poprosił o pomoc NATO.

9 kwietnia 2011 roku gen. Petelicki ujawnił: politycy PO dostali SMS-a, w którym wydano wyrok: „katastrofę spowodowali piloci”

http://wpolityce.pl/artykuly/30601-9-kwietnia-2011-roku-gen-petelicki-ujawnil-politycy-po-dostali-sms-a-w-ktorym-wydano-wyrok-katastrofe-spowodowali-piloci

Z niedowierzaniem przyjął informację o śmierci Petelickiego gen. Gromosław Czempiński :

Tak dalece wydaje mi się to nieprawdopodobne, że czekam na wiadomość, że coś innego się stało niż to (…). Potrzebuję trochę czasu, żeby przyjść do siebie. Dla mnie jest to duży szok”

Śmiercią gen. Petelickiego wstrząśnięty był także  prezes Fundacji Byłych Żołnierzy Jednostek Specjalnych „GROM”, ppłk Krzysztof Przepiórka :

Znam go jako „fightera”. Zawsze walczył, walczył o nas, dla nas. Wszystkie te sytuacje, z którymi mieliśmy do czynienia, czy to była walka o żołnierzy z Nangar Khel, czy gdy czasami ktoś się do GROM-u przyczepiał, to on walczył z całą mocą(…) Zupełnie nie wiem, co na ten temat sądzić.  „

Damian Wachowicz- członek KNP Łódź

Znakomite spotkanie z Grzegorzem Braunem.

Spotkanie grupy Gilderberg 2012.

Bilderberg 2012

Polskie obozy koncentracyjne?! dlaczego nie reagujemy?

Sprawozdanie z pierwszej rozprawy Grzegorz Sowa vs. Zakład Utylizacj Szmalu. (29.05.12)

Piękny, monumentalny, niedawno odnowiony- za skromne 14 milionów złotych- budynek piotrkowskiego sądu został wzniesiony w 1908 na siedzibę sądu gubernianego. Triada Temidy wznosząca się nad wejściem przywodzi na  myśl majestat i powagę prawa rzymskiego, tak usilnie rozpuszczanego przed obecnych władców w iluzorycznej „woli ludu”- tej czerpanej z sondaży i wysysanej z lepkich palców naszych zarządców.

                                                                             http://www.piotrkow-tryb.sr.gov.pl/images/court_foto.jpg

W środku- ospała, poranna krzątanina, 2 ochroniarzy przy bramce z wykrywaczem metali i rentgenowskim skanerze toreb, w pozycji spooocznij, dowcipkuje o ilości bomb jakie już dziś przechwycili. Brakuje im hamaków i drinków z palemką. Na drugim piętrze, przed salą rozpraw, pan Grzegorz Sowa, garść dziennikarzy i kilku oczekujących interesantów- rozprawy wyznaczone są na co pół godziny. Kilka chwil na przywitanie i wymianę krotochwil, po czym z głośnika dobywa się zaproszenie- wchodzimy na salę rozpraw. Od wejścia widzę, że Pani Sędzia jest zaskoczona ilością publiczności, mam nawet wrażenie że dostrzegłem błysk paniki na widok obiektywów kamer i aparatów. Wrażenie nie zawodzi- nerwowym głosem Wysoki Sąd żąda przedstawienia pozwoleń, akredytacji i legitymacji prasowych. Bardzo wygodne postawienie sprawy w epoce reglamentacji mediów  i wszechobecnych „umów śmieciowych”, tak więc zaczyna się rejwach. Tylko jeden Pan legitymujący się „prasówką” – pracownik Dziennika Łódzkiego- zmusza niezawisły sąd do przerwania rozprawy- na 10 minut – żeby poradzić się jeszcze bardziej niezawisłego Prezesa, co z takim fantem zrobić. Konsultacje trwały minut 20, publiczność i dziennikarze dowcipnie zauważyli, że prawdopodobnie niezawisły Prezes radził się kogoś jeszcze mądrzejszego. Oficjalny dziennikarz może rejestrować przebieg rozprawy. Po nieoczekiwanej przerwie rzecz miała się już toczyć w mgnieniu oka, wszakże kolejni interesanci czekali na odprawę (jak dowiedziałem się przed rozprawą, następny w kolejności był Pan po 3 zawałach, któremu ZUS odmówił płacenia świadczeń, a urzędnik odprawił słowami- „Chodzi? To i do GROMu się nada”). Stąd przynaglanie i lekceważące uwagi Wysokiego Sądu w stosunku do pana Sowy wymieniającego artykuły Konstytucji, które wykluczają przymus ubezpieczeń i dowodzącego, że świadczenia na ZUS nie są ani podatkiem, ani daniną publiczną. (Po szczegóły polecam udać się do pomysłodawcy- http://normalnykraj.org/  ) Zwraca mu również uwagę, żeby mówił do niej, a nie do publiczności, bo to przecież ONA wyrokuje w tej sprawie. Co na to wszystko smutna pelnomocniczka ZUS? Naturalnie żąda oddalenia powództwa, odwołania i świętego spokoju. Oraz naszych pieniędzy.

(© Dariusz Śmigielski)

Po kilku chwilach, które Wysoki Sąd spędził wraz z protokolantką na konsultacjach, wróciliśmy do sali rozpraw, by usłyszeć wyrok zasądzony po myśli pełnomocniczki ZUS’u oraz wyimki z wielostronicowego uzasadnienia nieodnoszące się bezpośrednio do przewodu pana Sowy. Sąd uzasadnił wyrok mówiąc, że decyzja ZUS’u była jak najbardziej słuszna, mądra i właściwa(stek przymiotników) i powołując się na zgodność przymusu ubezpeczeń społecznych z obowiązującym prawem, stwierdził, że to wszystko co mógł zrobić; bo od osądzania zgodności z konstytucją to jest Trybunał Konstytucyjny. W następnym zdaniu zostało co prawda obalone poprzednie twierdzenie o zrobieniu wszystkiego-co-w-mocy, bo w potoku wymieniania grup i osób władnych przedstawić zapytanie do Trybunału błysnął sąd orzekający w sprawie, gdzie postawiono wątpliwości odnośnie zgodności prawa z Konstytucją, ale wszelkie wtręty powoda Wysoki Sąd ucinał umęczonym „proszę mi nie przeszkadzać”. Na zakończenie zainteresowani usłyszeli, że Sąd stosuje prawo, a nie Konstytucję i tym optymistycznym akcentem zakończyła się pierwsza runda pojedynku polskiego przedsiębiorcy z jedzącym owoc żywota jego ZUSem. A my, skromni szermierze idałów wolności i praworządności mieliśmy szansę zobaczyć na własne oczy, jak po 104 latach w budynku sądu kiedyś gubernianego, znowu, w obliczu prawa, faworyzuje się ciemiężycieli Polaków. Runda druga- już wkrótce.

Tomasz Słota- członek KNP Łódź

Już niedługo relacja wideo 🙂

Pomóżmy Panu Grzegorzowi zbierać podpisy pod ustawą o dobrowolnym ZUSie! Formularz można pobrać TUTAJ

Wypełniony wysyłamy na adres

Grzegorz Sowa
ul. Świerczowska 86
97-300 Piotrków Trybunalski

Aby wprowadzić projekt ustawy do sejmu potrzeba 100 000 podpisów. Jeśli chcemy, razem możemy zmienić nasz kraj!

Polecamy artykuł.

Wywiad z amerykańskim iluminatem

Gdzie kończy się tolerancja, a zaczyna prywatność…

Na dzień dobry cytacik:

Tolerancja oznacza dzisiaj wymuszanie akceptacji.(…) „dzisiaj” oznacza ona już nie cierpliwe znoszenie czegoś czym np. się brzydzę, w imię jakiejś wyższej racji. Dzisiaj tolerancja ma oznaczać zakaz brzydzenia się, ma oznaczać przymus zmiany poglądów i upodobań, zaś organizowanie „parad” ma na celu osłabianie woli oporu.

Do czego pragnę nawiązać?

http://wiadomosci.onet.pl/regionalne/warszawa/stolica-do-klubow-nie-wpuszczaja-czarnoskorych,1,4202782,region-wiadomosc.html

A konsekwencje tych wydarzeń opisane są tutaj:

http://wiadomosci.gazeta.pl/Wiadomosci/1,80273,9216427,Bedzie_zakaz_selekcji_w_stolicy.html

Poprawność polityczna, tak usilnie propagowana przez Unię Europejską (ale nie tylko) wkracza do Polski. Polscy urzędnicy przesiąknięci euro-propagandą dotyczącą tolerancji są zaślepieni i sami nie dostrzegają, co zamierzają czynić. Ale od początku.

Problem rozpoczął się w momencie, gdy bliżej nieokreślone “europejskie organizacje pozarządowe” postanowiły stworzyć prowokację polegającą na podstawianiu osób o innym kolorze skóry i sprawdzaniu, czy zostaną wpuszczone do klubów. Akcja odbyła się w kilkunastu europejskich miastach i w przynajmniej jednym klubie w każdym z nich doszło do tzw. dyskryminacji, to znaczy, osoby o niebiałym kolorze skóry nie wpuszczono do środka.

Do trzech stołecznych klubów, na osiem przetestowanych, nie wpuszczono w nocy czarnoskórych ludzi – poinformowała dr Kinga Wysieńska z Instytutu Spraw Publicznych.

Idę o zakład, że tej samej nocy nie wpuszczono do tych klubów również “białoskórych” ludzi, ludzi po spożyciu alkoholu oraz w tzw. “obuwiu sportowym”. Dlaczego nikt nie broni tych grup?

Problemem, który ma miejsce w krajach zachodu jest dyskryminacja wsteczna (zwana również dyskryminacją pozytywną). Faworyzowane są osoby z mniejszości lub należące do grup, które faktycznie były kiedyś dyskryminowane. Dlatego kobiety, homoseksualiści (i inne mniejszości seksualne), tzw. kolorowi czyli mniejszości rasowe/etniczne/religijne są w sposób szczególny uprawnione i traktowane, gdyż przedstawiciele większości boją się być posądzonymi o dyskryminację. Zupełnie jak w tym dowcipie:

W pewnej amerykańskiej firmie szef zebrał pracowników i mówi:
– Mam złą wiadomość. Ze względów oszczędnościowych muszę zwolnić jedną osobę.
– Jestem mniejszością i jeśli mnie zwolnisz oskarżę cię o rasizm – powiedział murzyn.
– Jestem kobietą, oskarżę cię o seksistowskie traktowanie – zagroziła sekretarka.
– Jak mnie zwolnisz, oskarżę cię o dyskryminacje ze względu na wiek – oznajmił 70 letni szef jednego z działów.
Wszyscy posiedzieli chwilę w milczeniu, po czym spojrzeli na ostatniego uczestnika zebrania młodego, zdrowego i białego mężczyznę. Ten przerażony zastanowił się chwilę, po czym zwierzył się:
– Wiecie co, wydaje mi się, ze jestem gejem…

Dowcip dowcipem, ale taka zaczyna być smutna rzeczywistość. Na czym polega jednak problem omówiony w artykule? Państwo nie chce szanować prawa do własności, w myśl obecnych przepisów (np. art . 138 Kodeksu Wykroczeń) właściciel lokalu nie może prowadzić selekcji, kogo chce wpuścić do swojego klubu, kogo nie. Są osoby, które w “międzynarodowym i wielokulturowym” towarzystwie nie czują się komfortowo, ale ponieważ (ze względu na kolor skóry) są w większości, to ich prawa nie są szanowane. Na podstawie tego samego artykułu KW nie można odmówić sprzedaży wystawionego towaru (z wyjątkiem przepisów wymienionych w ustawie, np. sprzedaż alkoholu nieletnim). Krótko mówiąc, przedsiębiorca (właściciel klubu, właściciel sklepu) nie może zawierać transakcji z kim chce. Wolność gospodarcza nie polega tylko na tym, że każdy może kupić towar od dowolnego sprzedawcy, ale też na tym, że sprzedawca (jak i kupujący) może nie zawrzeć transakcji z daną osobą “bez powodu”. Osoby, które odwoływałyby się tutaj np. do nazizmu, antysemityzmu, praw Jima Crowa w USA, zapominają o jednej rzeczy. Inną sprawą jest nierówne traktowanie przez państwo, a inną przez osoby prywatne. Niedopuszczalne jest nierówne traktowane ze względu na kolor skóry, orientację seksualną (która państwa powinna w ogóle nie interesować), wyznanie lub brak wyznania itd. Ale uważam, że można jakoś uzasadnić (od biedy)  nierówne traktowanie obywateli i nieobywateli – i temu już jakoś nikt się nie sprzeciwia, oczywiście nierówności w jakimś sensownym zakresie (prawa wyborcze, bierne, czynne, możliwość swobodnego zakupu ziemi).

W Stanach Zjednoczonych zaczęto już ten problem zauważać. W sprawach Parents Involved in Community Schools v. Seattle School District No. 1 oraz Meredith v. Jefferson County Board of Education z 2007 roku Sąd Najwyższy Stanów Zjednoczonych uznał, że przyjmowanie uczniów na podstawie kryterium rasy tak, by zachować w klasach odpowiedni stosunek, jest niezgodne z Konstytucja w zakresie XIV poprawki.

Jako właściciel klubu chciałbym mieć prawo ustalać jacy ludzie będą zapraszani. Czarnoskórym “testerom Systemu” grzecznie odmówiono wejścia sugerując brak zaproszeń. Nie padały żadne wyzwiska czy uwagi pod adresem ich przynależności rasowej czy etnicznej. Sprawa została załatwiona na tyle delikatnie, że nikt nie powinien się poczuć urażony. Zwolennicy totalnej tolerancji zapewne powiedzą: “ale to co? czarnoskórzy nie będą wpuszczani do żadnych klubów albo nie będą mogli nic kupić w żadnym sklepie? To jest dyskryminacja!”. Nic bardziej mylnego (można by też powiedzieć po prostu, że jest to idiotyczne). Po pierwsze, są kluby nastawione na multi-kulti towarzystwo i zarówno członkowie większości jak i poszczególnych mniejszości, będą czuć się w takim miejscu lepiej. Poza tym, każdy rozgarnięty przedsiębiorca zrozumie, że nieoficjalna łatka klubu nietolerancyjnego odbije mu się, mniej lub bardziej, na zyskach. Nie są tu potrzebne żadne specjalne regulacje prawne. Wolny rynek sam się wyreguluje.

Selekcja w klubach ma kilka zadań. Po pierwsze, jak już wspomniałem, nadaje klubowi jakiś charakter. Po drugie, wynika ona z obowiązku i dbania o bezpieczeństwo uczestników. Dlatego do środka nie wpuszcza się osób będących pod wpływem dużej ilości środków odurzających, agresywnych, w stroju sportowym albo z grup etnicznych, które mają niechlubną opinię. Zdaniem niektórych właścicieli, szczególnie agresywną grupą (tzw. grupą szczególnego ryzyka) są np. Cyganie, których UE nakazuje nazywać Romami. Dlatego przy selekcji nie zawsze wpuszczani są ich przedstawiciele. Stereotypy nie biorą się znikąd i oczywiście, niewinne osoby przy tym cierpią. Lecz pretensje powinni kierować w stronę swoich ziomków, którzy im taką opinię wyrobili.

Argumentacją osób sprzeciwiających się tzw. dyskryminacji jest to, że lokale niektórych klubów są wynajmowane od miasta. Następnego dnia już pojawił się w warszawskim ratuszu pomysł, by do (mam nadzieję, że dopiero nowych!) umów najmu dołączana będzie klauzula o zakazie selekcji w tych lokalach. Jeśli lokale stanowią własność miasta (a po co miastu lokale? – inny temat) to mogą sobie zastrzegać w umowie co chcą. Pytanie, czy ktoś będzie chciał lokale z takim brzemieniem wynajmować. O ile będzie wystarczająca podaż na rynku – nie. Władze miasta będą musiały znacząco obniżyć cenę najmu, by ktoś się danym lokalem zainteresował, a odbije się to na finansach miasta. Taka jest cena “tolerancji”.

Wprowadzanie regulacji dotyczących selekcji w klubach przyczyni się do obniżenia bezpieczeństwa uczestników. Ponadto, stanowi kolejną ingerencję państwa w prywatne interesy obywateli. Regulacje dodatkowo spowodują nieoficjalny obowiązek wpuszczania wszystkich osób z mniejszości, by nie być posądzonym o dyskryminację. I oberwie się temu młodemu, zdrowemu, białemu mężczyźnie z dowcipu powyżej. I zapomina się o jego prawie do niechęci. Niechęci wobec jakiejkolwiek mniejszości. Niestety, UE każe nam uprawiać politykę kochania każdego. Mamy kochać wszystkie rasy, wszystkie orientacje i odchylenia seksualne, wszystkie wyznania i bezwyznaniowców. Kochajmy się!

Maciej Wojczuk- członek KNP Łódź