Polskie obozy koncentracyjne?! dlaczego nie reagujemy?

Sprawozdanie z pierwszej rozprawy Grzegorz Sowa vs. Zakład Utylizacj Szmalu. (29.05.12)

Piękny, monumentalny, niedawno odnowiony- za skromne 14 milionów złotych- budynek piotrkowskiego sądu został wzniesiony w 1908 na siedzibę sądu gubernianego. Triada Temidy wznosząca się nad wejściem przywodzi na  myśl majestat i powagę prawa rzymskiego, tak usilnie rozpuszczanego przed obecnych władców w iluzorycznej „woli ludu”- tej czerpanej z sondaży i wysysanej z lepkich palców naszych zarządców.

                                                                             http://www.piotrkow-tryb.sr.gov.pl/images/court_foto.jpg

W środku- ospała, poranna krzątanina, 2 ochroniarzy przy bramce z wykrywaczem metali i rentgenowskim skanerze toreb, w pozycji spooocznij, dowcipkuje o ilości bomb jakie już dziś przechwycili. Brakuje im hamaków i drinków z palemką. Na drugim piętrze, przed salą rozpraw, pan Grzegorz Sowa, garść dziennikarzy i kilku oczekujących interesantów- rozprawy wyznaczone są na co pół godziny. Kilka chwil na przywitanie i wymianę krotochwil, po czym z głośnika dobywa się zaproszenie- wchodzimy na salę rozpraw. Od wejścia widzę, że Pani Sędzia jest zaskoczona ilością publiczności, mam nawet wrażenie że dostrzegłem błysk paniki na widok obiektywów kamer i aparatów. Wrażenie nie zawodzi- nerwowym głosem Wysoki Sąd żąda przedstawienia pozwoleń, akredytacji i legitymacji prasowych. Bardzo wygodne postawienie sprawy w epoce reglamentacji mediów  i wszechobecnych „umów śmieciowych”, tak więc zaczyna się rejwach. Tylko jeden Pan legitymujący się „prasówką” – pracownik Dziennika Łódzkiego- zmusza niezawisły sąd do przerwania rozprawy- na 10 minut – żeby poradzić się jeszcze bardziej niezawisłego Prezesa, co z takim fantem zrobić. Konsultacje trwały minut 20, publiczność i dziennikarze dowcipnie zauważyli, że prawdopodobnie niezawisły Prezes radził się kogoś jeszcze mądrzejszego. Oficjalny dziennikarz może rejestrować przebieg rozprawy. Po nieoczekiwanej przerwie rzecz miała się już toczyć w mgnieniu oka, wszakże kolejni interesanci czekali na odprawę (jak dowiedziałem się przed rozprawą, następny w kolejności był Pan po 3 zawałach, któremu ZUS odmówił płacenia świadczeń, a urzędnik odprawił słowami- „Chodzi? To i do GROMu się nada”). Stąd przynaglanie i lekceważące uwagi Wysokiego Sądu w stosunku do pana Sowy wymieniającego artykuły Konstytucji, które wykluczają przymus ubezpieczeń i dowodzącego, że świadczenia na ZUS nie są ani podatkiem, ani daniną publiczną. (Po szczegóły polecam udać się do pomysłodawcy- http://normalnykraj.org/  ) Zwraca mu również uwagę, żeby mówił do niej, a nie do publiczności, bo to przecież ONA wyrokuje w tej sprawie. Co na to wszystko smutna pelnomocniczka ZUS? Naturalnie żąda oddalenia powództwa, odwołania i świętego spokoju. Oraz naszych pieniędzy.

(© Dariusz Śmigielski)

Po kilku chwilach, które Wysoki Sąd spędził wraz z protokolantką na konsultacjach, wróciliśmy do sali rozpraw, by usłyszeć wyrok zasądzony po myśli pełnomocniczki ZUS’u oraz wyimki z wielostronicowego uzasadnienia nieodnoszące się bezpośrednio do przewodu pana Sowy. Sąd uzasadnił wyrok mówiąc, że decyzja ZUS’u była jak najbardziej słuszna, mądra i właściwa(stek przymiotników) i powołując się na zgodność przymusu ubezpeczeń społecznych z obowiązującym prawem, stwierdził, że to wszystko co mógł zrobić; bo od osądzania zgodności z konstytucją to jest Trybunał Konstytucyjny. W następnym zdaniu zostało co prawda obalone poprzednie twierdzenie o zrobieniu wszystkiego-co-w-mocy, bo w potoku wymieniania grup i osób władnych przedstawić zapytanie do Trybunału błysnął sąd orzekający w sprawie, gdzie postawiono wątpliwości odnośnie zgodności prawa z Konstytucją, ale wszelkie wtręty powoda Wysoki Sąd ucinał umęczonym „proszę mi nie przeszkadzać”. Na zakończenie zainteresowani usłyszeli, że Sąd stosuje prawo, a nie Konstytucję i tym optymistycznym akcentem zakończyła się pierwsza runda pojedynku polskiego przedsiębiorcy z jedzącym owoc żywota jego ZUSem. A my, skromni szermierze idałów wolności i praworządności mieliśmy szansę zobaczyć na własne oczy, jak po 104 latach w budynku sądu kiedyś gubernianego, znowu, w obliczu prawa, faworyzuje się ciemiężycieli Polaków. Runda druga- już wkrótce.

Tomasz Słota- członek KNP Łódź

Już niedługo relacja wideo 🙂

Pomóżmy Panu Grzegorzowi zbierać podpisy pod ustawą o dobrowolnym ZUSie! Formularz można pobrać TUTAJ

Wypełniony wysyłamy na adres

Grzegorz Sowa
ul. Świerczowska 86
97-300 Piotrków Trybunalski

Aby wprowadzić projekt ustawy do sejmu potrzeba 100 000 podpisów. Jeśli chcemy, razem możemy zmienić nasz kraj!

Nowy Alex Jones.

Dla tych, którzy znają angielski:

a dla pozostałych:

http://www.infowars.pl/

Spotkanie :)

Serdecznie zapraszam WSZYSTKICH wolnościowców na niedzielne spotkanie, które odbędzie się w bardzo dobrej,  prawicowej atmosferze 🙂

ul. Moniuszki 6, godz. 19:00

Do zobaczenia!

Później (o godz. 20.00) Janusz Korwin Mikke na żywo w Telewizji Nowa Prawica na http://NPTV.pl

Iluzja wyboru.

http://kwejk.pl/obrazek/1188843/iluzja,wyboru.html

Polecamy artykuł.

Wywiad z amerykańskim iluminatem

Wyższość Matematyki Europejczyka nad pseudomatematykami.

Dosyć spore zdziwienie może wywołała seria nowych, opartych na europejskich standardach, podręczników do „Królowej Nauk”, a widocznych m.in. na stronie wydawnictwa: http://edukacja.helion.pl/aktualnosci/matematyka-europejczyka,50.html

Spieszę więc z obszernym, merytorycznym i rzetelnym wytłumaczeniem, przy okazji odkrywając tajniki sztuki nauczania i prezentując pokrótce zalety „Matematyki Europejczyka”.

Nie może dziwić istnienie takich publikacji, gdyż zgodnie ze stanem obecnej wiedzy, Matematyka Europejczyka jest inna niż Matematyka Azjaty, a już zupełnie inna niż matematyka mieszkańca Polinezji!

Rozróżnienie programów nauczania jest niezbędne, gdyż nie godzi się, żeby w naszym pięknym, nowoczesnym, Związku Socjalistycznych Republik Europejskim uczono obcych matematyk, które mogą wyjałowić umysł dziecka lub co gorsza, wypełnić go zabobonami i zmyślnie utkanymi kłamstwami!

Z racji tego, że jesteśmy zatroskani o los najmłodszych pokoleń dbamy też o najlepsze z możliwych realizowanie planów edukacyjnych rządu. Nie możemy jednak zapomnieć, że szkoła ma też za zadanie wychowywać, więc musi bazować na sprawdzonych, najlepszych, jedynie słusznych i powszechnie akceptowalnych, demokratycznie dobranych wzorcach!

W tym miejscu warto przedstawić główne zarzuty wobec obcych matematyk, które są jednocześnie głównymi zaletami Matematyki Europejczyka:

  1. Propagują tezę, iż wydawanie większej ilości pieniędzy niż wynosi suma wpływów generuje dług.
  2. Wmawiają ludziom, że odsetki od długów są przyczyną powiększania podatków (przeznaczonych, rzekomo, na spłatę tych odsetek).
  3. Przeciwstawiają się tezie „można ignorować twierdzenie Rolle’a i nieustannie zwiększać podatki w nadziei na zwiększenie wpływów do budżetu państwa”, bezczelnie podpierając się krzywą Laffer’a i tłumacząc, że przy wysokim opodatkowaniu pracy ludzie unikają działającego na ich korzyść Urzędu Skarbowego lub rezygnują z prowadzenia działalności gospodarczej.
  4. Sugerują, że przeznaczanie 1/3 pieniędzy wpłaconych przez Polaków do budżetu państwa na „Zarządzanie finansami państwa” jest stratą czasu, energii i właśnie pieniędzy, oraz dowodem na nadmiernie rozbudowaną biurokrację!
  5. Kłamią, że człowiek najlepiej liczy własne pieniądze i sugerują (też niesłusznie), że urzędnik wydaje złotówki mniej efektywnie niż ten, które je zarobił.
  6. Sugerują, że niemożliwa jest pełna kalkulacja ekonomiczna i centralne planowanie gospodarki, z powodu tego, iż suma wiedzy rządu na temat gospodarki, jest mniejsza niż suma wiedzy wszystkich członków społeczeństwa.
  7. Twierdzą, że system rezerwy cząstkowej przypomina rozcieńczanie mleka wodą i jest kradzieżą realizowaną przez centralnie zaplanowane wywołanie inflacji.
  8. Kłamią, że podatki nałożone na wszystkie etapy produkcji są sumowane i przenoszone na końcowego klienta, a tym samym powodują wzrost cen wszystkich produktów w sklepach.
  9. Oszukują ludzi tym, że to oni są odpowiedzialni za kalkulację zysków i strat, i to oni, a nie urzędnik państwowy, ponoszą odpowiedzialność złej alokacji kapitału.
  10. Przeciwstawiają się tezie, że „łączna inteligencja i wiedza głosujących jest sumą inteligencji wszystkich zebranych”, propagując fałszywe teorie mówiące o tym, że tych 460 siedzących na wiejskiej, którzy kisząc się sami ze sobą, wzajemnie się ogłupia!

W związku z tym jedyną słuszną matematyką jest matematyka europejska, której wyższość nad każdą pseudomatematyką nie wymaga nawet dowodów! Prawdy takie, że wzrost gospodarczy i zmniejszenie liczby bezrobotnych biorą się z podniesienia podatków są zawsze słuszne i zawsze zdatne do zastosowania w życiu codziennym!

Implementacja tych zasad może się odbyć tylko i wyłącznie po to „by żyło się lepiej” i żeby budżet państwa był bogaty i mógł finansować wszelkie zasiłki i wydatki socjalno-społeczne. Polecamy więc wszystkim serdecznie najlepszą i jedynie słuszną, europejską matematykę, której wyższość nad każdą inną pseudonauką została właśnie udowodniona!

„Matematyka Europejczyka” – już niebawem, w Twojej szkole!

Przemysław Sędzicki,

Nieformalny rzecznik projektu „Matematyka Europejczyka”

Nowy Michalkiewicz.

Gdzie kończy się tolerancja, a zaczyna prywatność…

Na dzień dobry cytacik:

Tolerancja oznacza dzisiaj wymuszanie akceptacji.(…) „dzisiaj” oznacza ona już nie cierpliwe znoszenie czegoś czym np. się brzydzę, w imię jakiejś wyższej racji. Dzisiaj tolerancja ma oznaczać zakaz brzydzenia się, ma oznaczać przymus zmiany poglądów i upodobań, zaś organizowanie „parad” ma na celu osłabianie woli oporu.

Do czego pragnę nawiązać?

http://wiadomosci.onet.pl/regionalne/warszawa/stolica-do-klubow-nie-wpuszczaja-czarnoskorych,1,4202782,region-wiadomosc.html

A konsekwencje tych wydarzeń opisane są tutaj:

http://wiadomosci.gazeta.pl/Wiadomosci/1,80273,9216427,Bedzie_zakaz_selekcji_w_stolicy.html

Poprawność polityczna, tak usilnie propagowana przez Unię Europejską (ale nie tylko) wkracza do Polski. Polscy urzędnicy przesiąknięci euro-propagandą dotyczącą tolerancji są zaślepieni i sami nie dostrzegają, co zamierzają czynić. Ale od początku.

Problem rozpoczął się w momencie, gdy bliżej nieokreślone “europejskie organizacje pozarządowe” postanowiły stworzyć prowokację polegającą na podstawianiu osób o innym kolorze skóry i sprawdzaniu, czy zostaną wpuszczone do klubów. Akcja odbyła się w kilkunastu europejskich miastach i w przynajmniej jednym klubie w każdym z nich doszło do tzw. dyskryminacji, to znaczy, osoby o niebiałym kolorze skóry nie wpuszczono do środka.

Do trzech stołecznych klubów, na osiem przetestowanych, nie wpuszczono w nocy czarnoskórych ludzi – poinformowała dr Kinga Wysieńska z Instytutu Spraw Publicznych.

Idę o zakład, że tej samej nocy nie wpuszczono do tych klubów również “białoskórych” ludzi, ludzi po spożyciu alkoholu oraz w tzw. “obuwiu sportowym”. Dlaczego nikt nie broni tych grup?

Problemem, który ma miejsce w krajach zachodu jest dyskryminacja wsteczna (zwana również dyskryminacją pozytywną). Faworyzowane są osoby z mniejszości lub należące do grup, które faktycznie były kiedyś dyskryminowane. Dlatego kobiety, homoseksualiści (i inne mniejszości seksualne), tzw. kolorowi czyli mniejszości rasowe/etniczne/religijne są w sposób szczególny uprawnione i traktowane, gdyż przedstawiciele większości boją się być posądzonymi o dyskryminację. Zupełnie jak w tym dowcipie:

W pewnej amerykańskiej firmie szef zebrał pracowników i mówi:
– Mam złą wiadomość. Ze względów oszczędnościowych muszę zwolnić jedną osobę.
– Jestem mniejszością i jeśli mnie zwolnisz oskarżę cię o rasizm – powiedział murzyn.
– Jestem kobietą, oskarżę cię o seksistowskie traktowanie – zagroziła sekretarka.
– Jak mnie zwolnisz, oskarżę cię o dyskryminacje ze względu na wiek – oznajmił 70 letni szef jednego z działów.
Wszyscy posiedzieli chwilę w milczeniu, po czym spojrzeli na ostatniego uczestnika zebrania młodego, zdrowego i białego mężczyznę. Ten przerażony zastanowił się chwilę, po czym zwierzył się:
– Wiecie co, wydaje mi się, ze jestem gejem…

Dowcip dowcipem, ale taka zaczyna być smutna rzeczywistość. Na czym polega jednak problem omówiony w artykule? Państwo nie chce szanować prawa do własności, w myśl obecnych przepisów (np. art . 138 Kodeksu Wykroczeń) właściciel lokalu nie może prowadzić selekcji, kogo chce wpuścić do swojego klubu, kogo nie. Są osoby, które w “międzynarodowym i wielokulturowym” towarzystwie nie czują się komfortowo, ale ponieważ (ze względu na kolor skóry) są w większości, to ich prawa nie są szanowane. Na podstawie tego samego artykułu KW nie można odmówić sprzedaży wystawionego towaru (z wyjątkiem przepisów wymienionych w ustawie, np. sprzedaż alkoholu nieletnim). Krótko mówiąc, przedsiębiorca (właściciel klubu, właściciel sklepu) nie może zawierać transakcji z kim chce. Wolność gospodarcza nie polega tylko na tym, że każdy może kupić towar od dowolnego sprzedawcy, ale też na tym, że sprzedawca (jak i kupujący) może nie zawrzeć transakcji z daną osobą “bez powodu”. Osoby, które odwoływałyby się tutaj np. do nazizmu, antysemityzmu, praw Jima Crowa w USA, zapominają o jednej rzeczy. Inną sprawą jest nierówne traktowanie przez państwo, a inną przez osoby prywatne. Niedopuszczalne jest nierówne traktowane ze względu na kolor skóry, orientację seksualną (która państwa powinna w ogóle nie interesować), wyznanie lub brak wyznania itd. Ale uważam, że można jakoś uzasadnić (od biedy)  nierówne traktowanie obywateli i nieobywateli – i temu już jakoś nikt się nie sprzeciwia, oczywiście nierówności w jakimś sensownym zakresie (prawa wyborcze, bierne, czynne, możliwość swobodnego zakupu ziemi).

W Stanach Zjednoczonych zaczęto już ten problem zauważać. W sprawach Parents Involved in Community Schools v. Seattle School District No. 1 oraz Meredith v. Jefferson County Board of Education z 2007 roku Sąd Najwyższy Stanów Zjednoczonych uznał, że przyjmowanie uczniów na podstawie kryterium rasy tak, by zachować w klasach odpowiedni stosunek, jest niezgodne z Konstytucja w zakresie XIV poprawki.

Jako właściciel klubu chciałbym mieć prawo ustalać jacy ludzie będą zapraszani. Czarnoskórym “testerom Systemu” grzecznie odmówiono wejścia sugerując brak zaproszeń. Nie padały żadne wyzwiska czy uwagi pod adresem ich przynależności rasowej czy etnicznej. Sprawa została załatwiona na tyle delikatnie, że nikt nie powinien się poczuć urażony. Zwolennicy totalnej tolerancji zapewne powiedzą: “ale to co? czarnoskórzy nie będą wpuszczani do żadnych klubów albo nie będą mogli nic kupić w żadnym sklepie? To jest dyskryminacja!”. Nic bardziej mylnego (można by też powiedzieć po prostu, że jest to idiotyczne). Po pierwsze, są kluby nastawione na multi-kulti towarzystwo i zarówno członkowie większości jak i poszczególnych mniejszości, będą czuć się w takim miejscu lepiej. Poza tym, każdy rozgarnięty przedsiębiorca zrozumie, że nieoficjalna łatka klubu nietolerancyjnego odbije mu się, mniej lub bardziej, na zyskach. Nie są tu potrzebne żadne specjalne regulacje prawne. Wolny rynek sam się wyreguluje.

Selekcja w klubach ma kilka zadań. Po pierwsze, jak już wspomniałem, nadaje klubowi jakiś charakter. Po drugie, wynika ona z obowiązku i dbania o bezpieczeństwo uczestników. Dlatego do środka nie wpuszcza się osób będących pod wpływem dużej ilości środków odurzających, agresywnych, w stroju sportowym albo z grup etnicznych, które mają niechlubną opinię. Zdaniem niektórych właścicieli, szczególnie agresywną grupą (tzw. grupą szczególnego ryzyka) są np. Cyganie, których UE nakazuje nazywać Romami. Dlatego przy selekcji nie zawsze wpuszczani są ich przedstawiciele. Stereotypy nie biorą się znikąd i oczywiście, niewinne osoby przy tym cierpią. Lecz pretensje powinni kierować w stronę swoich ziomków, którzy im taką opinię wyrobili.

Argumentacją osób sprzeciwiających się tzw. dyskryminacji jest to, że lokale niektórych klubów są wynajmowane od miasta. Następnego dnia już pojawił się w warszawskim ratuszu pomysł, by do (mam nadzieję, że dopiero nowych!) umów najmu dołączana będzie klauzula o zakazie selekcji w tych lokalach. Jeśli lokale stanowią własność miasta (a po co miastu lokale? – inny temat) to mogą sobie zastrzegać w umowie co chcą. Pytanie, czy ktoś będzie chciał lokale z takim brzemieniem wynajmować. O ile będzie wystarczająca podaż na rynku – nie. Władze miasta będą musiały znacząco obniżyć cenę najmu, by ktoś się danym lokalem zainteresował, a odbije się to na finansach miasta. Taka jest cena “tolerancji”.

Wprowadzanie regulacji dotyczących selekcji w klubach przyczyni się do obniżenia bezpieczeństwa uczestników. Ponadto, stanowi kolejną ingerencję państwa w prywatne interesy obywateli. Regulacje dodatkowo spowodują nieoficjalny obowiązek wpuszczania wszystkich osób z mniejszości, by nie być posądzonym o dyskryminację. I oberwie się temu młodemu, zdrowemu, białemu mężczyźnie z dowcipu powyżej. I zapomina się o jego prawie do niechęci. Niechęci wobec jakiejkolwiek mniejszości. Niestety, UE każe nam uprawiać politykę kochania każdego. Mamy kochać wszystkie rasy, wszystkie orientacje i odchylenia seksualne, wszystkie wyznania i bezwyznaniowców. Kochajmy się!

Maciej Wojczuk- członek KNP Łódź

„Marsz w Obronie Polskiej Szkoły”, czyli oni myślą, że Tusk nie wie!

W chwili, kiedy czytanie ten tekst mija już kolejny dzień od postawienia na popularnym facebook’u strony wydarzenia wspomnianego w tytule, a możliwego do odnalezienia pod tym adresem: https://www.facebook.com/events/420177411333668/

W opisie wydarzenia możemy przeczytać o tym, jaką to tragedię może spowodować Donald Tusk swoim planem „reformy edukacji”. Czytamy tam, m.in.:

Mówimy stanowcze NIE dla tworzenia fabryk idiotów, którymi staną się szkoły po wejściu w życie nowej ustawy oświatowej. Przyszłe pokolenia zostaną zwyczajnie okradzione z należnej im wiedzy, będą oni kształcić się jedynie w bardzo wąskim zakresie. Wszyscy musimy zdać sobie sprawę z faktu, że ludźmi niewykształconymi, nie znającymi rodzimej historii i nie posiadającymi podstawowej wiedzy rządzi się łatwiej. MUSIMY RATOWAĆ PRZYSZŁE POKOLENIA!

No dobrze, Ratujmy! Tylko chciałem zauważyć, że polskie szkoły, które skutecznie obrzydzają młodym poszerzanie horyzontów, już dziś są w znakomitej większości fabrykami historycznych idiotów, których wiedza kończy się na tym, że Mieszko I istniał, czy na tym, iż w 1410 pobiliśmy Krzyżaków. Znajomość historii nie może upaść już dużo niżej, no chyba że zacznie grzebać się w mule, rzekomo najgłębszego na Ziemi, Rowu Mariańskiego, sięgającego około 11.000 km poniżej lustra wody zachodniej części Pacyfiku. Przypomnę też, że taka informacja powinna pojawiać się na przymusowych lekcjach geografii! Kto pamięta takie detale? Kto był na tyle zainteresowany geografią, żeby wchłonąć cyferki i umiejscowić, ów rów oceaniczny, u wschodnich wybrzeży Azji?

Właśnie tutaj, w chęciach młodych, podobno ciekawych świata i ambitnych, do zdobywania wiedzy jest clou problemu, gdyż… nie wszyscy takimi są, a często nawet nie chcą być. Niektórzy wolą nauczyć się reperowania motorów lub śpiewu jazzowego i osiągnąć w tym mistrzostwo! Co, w związku z tym, proponuje nam obecny, istniejący od lat system edukacji? Prawo mówi, że każdy, niezależnie od chęci, zainteresowań i preferencji musi odrobić pańszczyznę w szkole, wykonującej ściśle rozkazy ministra właściwego decydowaniu o tym, czego dzieci i młodzież będzie słuchać. Celowo zrezygnowałem ze słowa „uczyć”, gdyż sam fakt tego, iż nauczyciel mówi, nie powoduje zwiększenia zasobów wiedzy. O tym zdają się zapomnieć czciciele państwowej, powszechnej i przymusowej edukacji, którzy najchętniej przykuliby młodocianych do szkolnych ław i nakazali słuchania jedynie słusznych prawd, które odpowiednio powtarzane mogłyby nawet zmanipulować i zachwycić słuchacza. Indoktrynując dziecko od małego, można osiągnąć bardzo dobre efekty!

I tutaj wracamy do JE Donalda Tuska i organizatorów „strajków szkolnych”, których różni właściwie tylko dobór prawd, które uznają za ważne. O ile w środowisku narodowo-socjalistycznych, najważniejszą nauką, nauczycielką życia, będzie historia udowadniająca wspaniałość Wielkiej Polski, tak u JE Donalda T., mordercy polskiej szkoły i chrzestnego ojca „idiotów nieznających historii”, będzie to „wyższość socjaldemokracji i europejskości nad zaściankowością i naukami historycznymi”. W pierwszym modelu bohaterem byłby Roman Dmowski, a w drugim ojcowie założyciele UE, ale to tylko dlatego, że Karl Marx się źle kojarzy, a John Maynard Keynes jest, można by rzec, dziwnie niemedialny! Naczelna zasada przymuszania i państwowej kontroli pozostałaby ta sama, a problem decyzji urzędników cyklicznie powracałby za każdym razem, gdy jedna z większych grup społecznych uznałaby, że przymusu nauczania przedmiotu A jest za mało, a przedmiotu B za dużo.

Tutaj daje o sobie znać bliskość obu wizji państwa, które ma cały czas kontrolować obywatela i dyktować mu, co jest dla niego ważne, ciekawe i potrzebne. Niestety, nie podano jeszcze dowodu na to, że centralne planowanie preferencji jest możliwe. Jest raczej odwrotnie. W jakimś celu istnieje różnica w genotypie i fenotypie pomiędzy osobnikami Homo Sapiens. Każdy klient szkoły, który kupuje od niej usługę „kształcenia”, czy to siebie, czy swojego dziecka, powinien mieć możliwość wyboru programu nauczania. Obecnie nie jest to możliwe, gdyż nawet prywatne szkoły muszą stosować, jedynie słuszne, ustalenia ministerstwa! Oznacza to, że ministerstwo rządzi nie tylko pieniędzmi podatnika, ale też czasem i siłami ucznia, dyktując mu wprost czym ma się zajmować przez pewną część doby. Niewypełnienie poleceń czyni rodzica przestępcą!

Ot, można zlekceważyć problem, lub uznać to co mamy za najlepszą realizację wizji stworzenia nowoczesnego, wykształconego społeczeństwa, ale chciałbym przypomnieć, że istotą niewolnictwa nie jest bicz, który zadaje ból, ale to, iż niewolnik musi swojego pana słuchać! Niewolnik musi poświęcać swój czas i energię na wykonywanie cudzych poleceń! Najczęściej musi też spełnić „życzenie” pana i siedzieć cicho, mimo utraconej wolności.

Argumentem, który jest tutaj przytaczany, na obronę przymusu edukacji jest to, iż każdy może się uczyć we własnym zakresie, jeżeli mu nie wystarcza tego, co władza właśnie mu przepisała, ale należy pamiętać, że doba ma tylko 24 godziny, a grubość portfela rodziców, po wyjęcie z niego pieniędzy na „darmową” szkołę, może nie wystarczyć na opłacenia pozostałych, lepiej dopasowanych do profilu ucznia zajęć, które mógłby odbywać u prywatnego nauczyciela. Pomijając analizę prostej, znanej wszystkim nierówności związanej z funkcją ceny:
cena(szkoła+ministerstwo)>cena(szkoła), można tylko dodać, że szkolnictwo dobrowolne i oderwane od polityki mogłoby podążyć za potrzebami rynku pracy, i skutecznie je wypełnić, czego nie jest w stanie osiągnąć centralny planista.

Tytułem podsumowania i wyspowiadania się z wielu kontrowersyjnych tez, chciałem powiedzieć, że jestem w stanie zgodzić się, że znajomość historii jest przydatna w życiu społecznym, lecz nie zgodzę się, że najlepszą metodą nauczania jej jest powielanie/utrzymywanie przymusów, a raczej systematyczna praca rodziny i całości społeczeństwa, które nie mogą wyzbyć się obowiązku wychowywania potomnych. Taka jest ewolucyjna rola rodziców i pobratymców, i żaden polityk nie powinien utrudniać tego naturalnego procesu, który nie tylko wyprowadził ludzkość z jaskiń, ale też dał technologie i wiedzę niedostępne innym mieszkańcom Ziemi!

Niemoralnym jest okradanie ludzi z ich czasu, energii, pieniędzy i co najważniejsze, wolności! Teza, że zniewolenie uczniów przez przymus edukacji jest dobre do momentu, kiedy trwa nie dłużej niż kilka godzin dziennie wydaje się niemożliwą do obrony, jeżeli poruszamy się w hierarchii wartości pozycjonującej wolność jednostki (wolną wolę) wyżej niż chęć rządzenia innych. Jeżeli jednak, ktoś uważa, że oddanie komuś obcemu części własnej doby do nie jest problemem, to mogę wymyślić mu całkiem ciekawe zajęcia. Być może wtedy okaże się, że moralność Kalego, który czyni dobrze, gdy ukradnie kurę, a który doświadcza ogromnego zła, gdy ukradną mu kurze jajko, da o sobie znać jeszcze przed końcem pierwszego dnia zabawy w niewolnictwo…

Przemysław Sędzicki- członek KNP Łódź