Czytając lokalną prasę, studia rozwoju; słuchając wykładów, wywiadów, dyskusji etc. na temat perspektyw rozwoju Łodzi, często odnoszę wrażenie, że (prawie) wszyscy w tym mieście zapomnieli o ekonomii, tej klasycznej, tej którą wyznawali Friedman, Mises czy Hayek oraz o historii. Historii Łodzi – miasta kapitalistycznego, Ziemi Obiecanej.
Te wszystkie mądre głowy dyskutujące o rozwoju Łodzi snują nam utopijne plany modelowego miasta.. Że jak zbudujemy „Nowe Centrum Łodzi” to nastanie bogactwo, przyjdą inwestorzy, miasto wypięknieje, bla, bla, bla. Że jak odnowimy kamienice, to nastanie bogactwo, przyjdą inwestorzy, miasto wypięknieje, bla, bla, bla. Wszystkie te osoby mylą się w jednej, podstawowej kwestii. Atrakcyjna przestrzeń publiczna, piękne kamienice, zadbane ulice, kina, teatry, opery, restauracje to nie przyczyna bogactwa, a jego skutek! Nie buduje się teatrów i filharmonii po to by zwabić inwestorów. Buduje się je dlatego, bo jest na nie popyt! Bo ludzie chcą chodzić do teatrów i filharmonii.
Do Łodzi nie zjeżdżali tkacze i przedsiębiorcy dla pięknych kamienic i imprez kulturalnych, tylko dlatego, że mogli się tu dorobić. Łódź była Ziemią Obiecaną ze względu na atrakcyjność gospodarczą, a nie estetyczną czy kulturalną. Gdyby było inaczej – nikt by tu nie przyjechał, bo kto by chciał mieszkać w brudnym mieście przemysłowym, pełnym dymiących kominów? Dopiero później powstały piękne kamienice, kina, teatry i kawiarnie. Bo kiedy ludzie mają już za co kupić chleb, za co się ubrać, myślą o usługach wyższego rzędu, o kolejnych udogodnieniach w swoim życiu.
Nie otwiera się drogich butików i salonów Ferrari by przyciągnąć do miasta bogatych ludzi. Otwiera się je dlatego, że bogaci już tu są i będą kupować te marynarki za 50tys. i najnowsze modele Ferrari. Zagraniczni inwestorzy nie budują fabryk w Chinach, bo są tam ładne kamienice, tylko dlatego że im się to opłaca. Banki i korporacje nie lokują się w Hong Kongu czy innym Szanghaju z powodu dobrych oper i teatrów, tylko dlatego, że jest tam wolność gospodarcza. Atlanta, jedno z najbrzydszych miast amerykańskich, przez które centrum przebiega 10-pasmowa autostrada (tzw. Downtown Connector; polecam zobaczyć na Google Earth jak to wygląda), jest najszybciej rozwijającą się aglomeracją w Stanach Zjednoczonych (a przynajmniej była do czasu wybuchu kryzysu). Przykład miast amerykańskich i chińskich doskonale obala tezę, jakoby atrakcyjna przestrzeń publiczna oraz architektura były głównym bodźcem rozwoju gospodarczego. Są to najwyżej bodźce poboczne, niejako sprzyjające rozwojowi, ale na pewno nie są one głównymi czynnikami rozwoju! To głównie udogodnienie dla mieszkańców, którzy już tam mieszkają. Amerykańskie i chińskie miasta – często brzydkie, pozbawione historycznej zabudowy, z nieludzkimi arteriami przebiegającymi przez sam środek tkanki miejskiej. Mimo to są siedzibami korporacji, firm, banków, ośrodków badawczych.
Czy dla Łodzi naprawdę najważniejsze jest w tej chwili budowanie Nowego Centrum, Specjalnej Strefy Sztuki, rewitalizacja EC1, budowa centrum festiwalowego? Śmiem wątpić. Czy przedsiębiorcy otworzą tam nowe sklepy, korporacje otworzą biura tylko dlatego, że jest tam ładnie, schludnie, kulturalnie? Kto będzie chodzić do tych sklepów, kin, teatrów? Nikt nie przeprowadzi się do Łodzi dla dobrej opery. Co najwyżej przyjedzie kilku turystów, porobi zdjęcia, wyda trochę pieniędzy w pubach i restauracjach i to wszystko. To się nie zwróci. Nie zwróci się z jednej prostej przyczyny – ta inwestycja nie jest prywatna, decyzja o budowie Nowego Centrum Łodzi to decyzja polityczna, nie ekonomiczna. Łodzi potrzebne jest gospodarcze ożywienie, nowe miejsca pracy, a nie szalone pomysły władz miasta i architektów. A do tego potrzebna jest wolność gospodarcza, na tyle na ile pozwala nam ustrój III Rzeczpospolitej (niestety przez ten głupi system mamy bardzo ograniczone możliwości, nie możemy np. znieść na terenie województwa łódzkiego podatku dochodowego czy obniżyć VAT-u). Dopiero potem możemy myśleć o kolejnych rzeczach.
Nie jestem zwolennikiem wyburzania zabytkowych kamienic, fabryk, budowania autostrad przez centrum (chyba, że podziemnych, budowanych przez prywatnych inwestorów) oraz budowania „czego się chce, gdziekolwiek się da”, bo jako konserwatysta opowiadam się za ochroną dziedzictwa kulturowego, zabytkowej tkanki miasta, układu urbanistycznego miasta przemysłowego. Ja chcę jedynie powrotu do normalności, gdzie to ludzie z własnej inicjatywy budowali to dziedzictwo, te kamienice i fabryki.
Sprawne urzędy, niskie podatki – to powinien być priorytet dla władz miasta, a nie szklane domy. Sama idea rewitalizacji EC1 jest jak najbardziej ciekawa, ale dlaczego nie mogliby jej zrealizować prywatni inwestorzy? Jakoś Manufaktura powstała bez wkładu finansowego miasta, nie kosztowała obywateli ani grosza. To inwestor poniósł ryzyko, nie Łodzianie. Dzięki temu Manufaktura zarządzana jest tak profesjonalnie, dzięki temu Manufaktura wygrywa rywalizację z Piotrkowską. Bo jest prywatna. Bo musi się zwrócić, musi przynosić zyski. To w Manufakturze istnieje najbardziej atrakcyjna przestrzeń publiczna w Łodzi (w potocznym tego słowa znaczeniu). Inwestycja w Nowe Centrum Łodzi jest inwestycją niezwykle ryzykowną, szczególnie w obecnym czasie, gdy nad Europą krąży widmo bankructwa i bardzo głębokiej recesji gospodarczej. To bardzo droga inwestycja, przez którą miasto kolejny raz musi się zadłużyć.
Ciągłe zadłużanie miasta będzie w przyszłości skutkować dramatycznym cięciem wydatków, zapewne na bardziej przyziemne, acz nie mniej ważne kwestie, takie jak: remont i budowa dróg, rozwój komunikacji publicznej itp. oraz na zwiększaniu dochodów: podwyższaniu podatków, opłat i dzikiej (bo przeprowadzanej na szybko by ratować budżet) prywatyzacji. To nie zachęci inwestorów do inwestycji w Łodzi. Ludzie nie wyjeżdżają z Łodzi przez brak imprez kulturalnych, kin, teatrów, czy fatalny stan śródmieścia. Wyjeżdżają, bo nie mają tutaj atrakcyjnych ofert pracy. Bo gdzie indziej w Polsce mają wyższe zarobki. Łódź nie jest biedna dlatego, że ma zaniedbane centrum. Jest na odwrót. To centrum jest zaniedbane dlatego, że Łódź jest biedna! A dlaczego Łódź jest biedna? Bo władze miasta i naszego kochanego państwa ciągle są zdania, że wiedzą lepiej od Łodzian na co wydać ich pieniądze. Dzisiaj wydają je min. na NCŁ.
Miasto nie jest od inwestycji, to prywatni przedsiębiorcy są od inwestycji. Dlatego jestem bardziej zwolennikiem „Pro-revity” niż „100 kamienic dla Łodzi”. Rewitalizację i remonty kamienic czy fabryk powinni finansować i przeprowadzać prywatni przedsiębiorcy, a nie władze miasta. Władze miasta powinny jedynie stworzyć dla rewitalizacji odpowiednie warunki. Powinno się opracować kompleksowy plan rewitalizacji na wzór pro-revity dla całego śródmieścia, uregulować stan własności nieruchomości, sprzedać (lub wręcz oddać za darmo, w zamian za sfinansowanie i przeprowadzenie remontu) należące do gminy kamienice. Zlikwidować mieszkania socjalne. I przede wszystkim uchwalić plany przestrzenne dla centrum, a potem całego miasta. Po to by inwestorzy mogli bez problemu znaleźć dogodną lokalizację dla budowy apartamentowca, fabryki, czy biurowca, bez zdawania się na łaskę urzędników, długiego oczekiwania na WZ, pozwolenia na budowę, negocjacji z konserwatorem zabytków i architektem miasta. Tak by inwestor mógł spojrzeć na mapę, wybrać najatrakcyjniejszą lokalizację, kupić działkę, a architekci projektujący budynek mieli jasne wytyczne, co mogą, a czego nie. Trzeba usprawnić urzędy i zrównoważyć budżet. Ograniczyć zbędne wydatki (przede wszystkim na igrzyska, czyli wszelakie imprezy kulturalne, koncerty itp.), obniżyć podatki lokalne oraz państwowe korzystając z instrumentów, jakie daje Specjalna Strefa Ekonomiczna, sprzedać większą część majątku gminy, sprywatyzować drogi i komunikację publiczną.
Sprawne urzędy, ograniczona biurokracja oraz niskie podatki. To zachęci zewnętrznych inwestorów do inwestycji w Łodzi, a samych Łodzian do założenia własnych firm zdecydowanie bardziej niż inwestycyjne plany władz miasta. Z całej idei Nowego Centrum Łodzi jedynie przebudową dworca powinno zająć się miasto i tak naprawdę tylko nowy dworzec może realnie przyciągnąć do Łodzi „biznes”. Gospodarka Łodzi musi stanąć na nogi, potem przyjdą odnowione kamienice, kina, teatry, najdroższe butiki i salony Ferrari. Nie na odwrót.
Artur Klimczak- członek KNP Łódź