Chemtrails.

Na pierwszy rzut oka chemiczne smugi na niebie to tylko nieprawdopodobna teoria spiskowa, jednak im więcej czyta się na ten temat, tym bardziej wydaje się to prawdopodobne i przerażające. Problemem tym interesuje się znany nam już G. Edward Griffin, który jest współproducentem filmu „What in the world are they spraying?”. Polecamy!

 

Martin Callanan: Nawet dziesięciolatek potrafi rozwiązać kryzys euro

 

Polecam również książkę (którą właśnie czytam ;)) Lecha Jęczmyka „Dlaczego toniemy, czyli jeszcze nowsze Średniowiecze„. Oto fragment:

„Filmowy Grek Zorba, kiedy mu się waliła kolejka linowa, owoc wielomiesięcznej pracy, usiadł sobie wygodnie, żeby nacieszyć oczy widokiem pięknej katastrofy. Często czuję się jak ten Grek, siedzę sobie w dobrym punkcie obserwacyjnym (codziennie dziękuję Bogu, że pozwolił mi urodzić się Polakiem) i patrzę sobie, jak wali się cywilizacja zachodnia. Właściwie, jak popełnia samobójstwo. Barbarzyńcy krążą wokół granic, część z nich już je przekroczyła i pełni rolę służby – tacy sami otworzyli bramy miasta Germanom podczas „pierwszego złupienia Rzymu”. Tymczasem elity Zachodu pracują w dzień i w nocy nad kruszeniem podstaw swojej cywilizacji: zamalowuje się czerwone krzyże na karetkach pogotowia, w Stanach Zjednoczonych skuwa się z gmachów sądów tablice z dziesięciorgiem przykazań i nie wydaje się już pocztówek na Boże Narodzenie, tylko „z okazji chłodniejszego sezonu”. Zapobiega się przychodzeniu na świat dzieci, żeby oczyścić teren dla wkraczających barbarzyńców. O aborcji i dzieciobójstwie jako głównych przyczynach upadku Grecji w swoich czasach pisał już dwieście lat przed Chrystusem grecki historyk Polibiusz. Wszystko zostało powiedziane i napisane, a jednak toniemy.”

Zakazane nauki.

Ja, wędrowiec, pomiędzy grzechami i spojrzeniami.

Niczym rozbite naczynie, nigdy więcej nie przepłynę tych wód.

Nie znalazłem niczego wzniosłego jako słońce wysoko zszedłem do granic boskiego bytu.

Świat jako przejście do ciemnej i zimnej pustyni Milczącej Martwej Nicości.

Kto raz straci to co ja straciłem, już nigdy więcej nie spocznie pod tym drzewem.

Obserwując świat z poziomu gwiazd widzę ludzkość która od tysięcy lat konsekwentnie dąży do nikąd. Zatracona w zachwycie nad zdolnościami manualnymi swych rąk, gubi po drodze prawdziwe talenty dane im przez naturę, izolując jednostki posiadające owe umiejętności grubym murem ignorancji, bądź murami psychiatryka. Ileż to prawdziwych geniuszy ukrywają puste sześciany zimnych, martwych cel kreowanych strachem przed prawdą? Strachem ludzi budujących swoje paranoiczne przeznaczenie uwijających się przy tym niczym mrówki, chcące zaspokoić niepohamowane żądze tworzenia dwojga swoich oczu.

Chodź nieco mnie to przeraża – a już tym bardziej przyznawanie się do tego [po tym artykule prawdopodobnie zostanę zgłoszony do Tworek przez ACTA:) ]  – to zbyt często nie pojmuję kierunku, jaki obraliśmy sobie już na początku naszego istnienia. Nie rozumiem granicy pomiędzy normalnością, a wariactwem – ją wszak zbyt często wyznaczają umiejętności, których nie da się opisać w sposób naukowy. Bo jak tym sposobem opisać umiejętność oddzielania świadomości od ciała, bądź umiejętność czytania w myślach? Widzenia rzeczy, których inni nie widzą, przepowiadania przyszłości, czy rozmów z istotami, które nie istnieją…? Nie da się tego udowodnić, więc ze strachu odsetek jednostek myślących „inaczej” izoluje się od reszty, aby może przypadkiem nie zarażali innych swoją „chorobą”.

Niestety, ludzie, którzy widzą inaczej, w większości przypadków, widzą po prostu więcej niż inni. Od tysięcy lat mrowisko ziemian wytwarza rzeczy, które tak naprawdę nic w praktyce nie dają. Budujemy domy – lecz jaki jest tego cel, skoro egzystencja w namiotach, bądź ziemiankach, nie odbiegała zbytnio w podstawowych założeniach od życia w 1500m2 willi, poza, rzecz jasna, różnicami związanymi z samym komfortem egzystowania. Jazda konno, poza tym, że była zdecydowanie wolniejszym środkiem lokomocji od samochodu, również z założenia nie odbiegała znacznie od poruszania się autem. Bo czy istotą naszej ziemskiej wędrówki jest spędzić ją w całkowitym pośpiechu, gnając za kawałkami papieru, które pozwolą nam żyć coraz szybciej, i coraz to bardziej komfortowo? Ubierać modniejsze ciuchy, jeździć lepszymi autami, budować większe, i większe rezydencje, mieć dzięki temu piękniejsze kobiety i zyskiwać tym samym poważanie wśród innych…?

Stworzyliśmy internet, aby móc porozumiewać się na odległość, telefony stacjonarne, i komórkowe, lecz czy nie wystarczyło czas poświęcony na ich wytwarzanie, poświęcić na rozwinięcie umiejętności telepatii, którą świetnie np. posługują się zwierzęta? Nie jest żadną tajemnicą, że umysł wytwarza fale radiowe; dostrojenie tych fal przez dwa umysły pozwala zatem wymieniać się informacjami bez pomocy pośrednika w postaci np. internetu, czy telefonu komórkowego. Nie wspomnę już, ile czasu w życiu spędziliśmy na nauce mowy, czyli takim poruszaniu językiem i strunami głosowymi, aby dźwiękiem wymieniać informacje pomiędzy sobą. Niestety… pomyśleć to jedno, a powiedzieć to drugie, więc system ten wygenerował efekt uboczny w postaci KŁAMSTWA, podobnie jak internet i telefony komórkowe dały moc globalnej kontroli osobom trzymającym na nich swoje brudne ręce. Rodzi się zatem pytanie: czy prawidłową ścieżką poszliśmy, wybierając drogę materii, a nie naturalnie danych nam umiejętności, które wystarczyło jedynie uruchomić w swoich umysłach…?

Budujemy tak pieczołowicie statki kosmiczne; wiemy jednak, że nie pokonamy nigdy szybkości światła, bo jako istoty materialne osiągając taką prędkość, rozbijemy się w „drobny mak”. Nie można było, idąc drogą Buddy, skupić się na medytacji i przemierzaniu wszechświata w innej, niematerialnej płaszczyźnie, jaką jest płaszczyzna astralna? Każdy, kto chodź przez chwilę zagłębił się w tematykę OOBE [Out Of Body Experience] wie, że nawet dla laika rok, góra dwa lata regularnego treningu wystarcza na odbywanie podróży po nieznanych odmętach wszechświata bez obciążenia w postaci naszego materialnego ciała. Niestety, my, biedne, zniewolone materialną rzeczywistością mrówki wolimy brnąć dalej w prowadzące donikąd rozwiązania uznając inne, alternatywne możliwości za majaczenie obłąkanego wariata.

I tak oto wybraliśmy sobie ścieżkę egzystencji, w której z zegarkiem na ręce, licząc wirtualne sekundy czasu mkniemy przez życie w walce o dobrobyt skupiając się jedynie na tym, co przesyłają do naszych umysłów obrazy pobierane gałkami ocznymi. Karmimy się informacjami wypaczonymi przez jadowite gęby elit tego świata, żyjąc jednocześnie w niewolniczym systemie finansowym stworzonym rękoma żydowskich banksterów, którym jak marionetki wtórują ich beneficjenci – grupy władzy trzymające nasze umysły w kajdanach ogłupienia. Już nawet nie potrafimy oceniać trafnie człowieka; nie rozróżniamy prawdy od kłamstwa, dobra od zła, wyłączamy myślenie w każdych możliwych aspektach naszego życia, skupiając się jedynie na bezmózgim WYTWARZANIU. W tym chorym świecie pojęcia magii, duchowości [prawdziwej, a nie tej, jakiej uczą zakłamane religie] czy mistycyzmu nie są mile widziane wśród otaczających nas ślepców. I do zagłębiania się w tych zakazanych dziedzinach nauki radzę się nie przyznawać, bo polowanie na wiedźmy, mimo XXI wieku, wciąż się jeszcze nie skończyło.

 

Wkroczyłem na ścieżkę na którą nie chciałem.

Utraciłem to życie dla pyłu i błota.

Mój ojciec pozostawił mi drogę jakiej nie pragnąłem,a teraz pozostaje milczący na moje ostatnie poświęcenie.

Boże mój,czemuś mnie opuścił.

Jedynie pustka spogląda na mnie z otchłani.

[Kriegsmaschine – Fear and Loathing the Gethsemane]

Łukasz Woźniak- członek KNP Łódź

Pamiętacie film o doktorze Burzyńskim?

Koncerny farmaceutyczne trzymają się mocno!

Relacja ze spotkania z Panem Stanisławem Remuszko.

Zwolennicy Nowej Prawicy, patrioci i miłośnicy prawdy z Łodzi i okolic, mogli dziś zrobić właściwie tylko jedno, a mianowicie przybyć na spotkanie z byłym redaktorem Gazety Wyborczej, Stanisławem Remuszką, które miało miejsce w siedzibie Stowarzyszenia Robotników Chrześcijańskich w Łodzi.
Sam wpadłem na salę spóźniony o kilka minut i szybko zmiarkowałem, że muszę usiąść w dalszych rzędach, gdyż wśród kilkudziesięciu osób, które były już obecne na sali, większość chciała być blisko naszego gościa, który właśnie w tym momencie zachęcał do kupna (za 50% ceny) ostatnich egzemplarzy dwóch swoich książek. Pierwsza z nich to „Gazeta Wyborcza. Początek i okolice”, która była powodem naszego spotkania, a druga to „Wariacje obywatelskie”, która opisuje „niepoprawne politycznie”, jak sam autor twierdzi, pomysły i postulaty mogące służyć realizacji ciekawych inicjatyw obywatelskich.

Muszę powiedzieć, że z niecierpliwością czekałem na liczby, które mogłyby mi pokazać ile to pieniędzy z centralnego rozdzielnika dostała na starcie Gazeta Wyborcza, jednak redaktor Remuszko szybko uświadomił mi, w jakiej niewiedzy jestem chowany. Istotnie, na lekcjach historii w gimnazjum i liceum nigdy nie udało się zgłębić tajników PRL-u. Nasz gość rozejrzawszy się po sali skomentował wiek młodszej części zebranych i uśmiechnąwszy się powiedział, że musi co nieco opowiedzieć, o czasach, których nie mogę pamiętać.

Gazeta Wyborcza, zgodnie z tym, co można było usłyszeć w opowieści powstała, jako realizacja decyzji politycznej podjętej w czasie obrad Okrągłego Stołu i wykorzystała przydział papieru, czasu i mocy produkcyjnych drukarni, środków transportu i łączności, oraz lokalu, który nie był dostępny szaremu obywatelowi naszego państwa. W tym momencie moje pytanie o ilość złotówek przekazanych redaktorowi Michnikowi na stworzenie nowej, wyczekiwanej przez miliony Polek i Polaków gazety nie jest ważna, bo otrzymane od państwa, tj. od całego społeczeństwa, materiały były bezcenne i niedostępne inną drogą, jak tylko z odgórnego przydziału. W tamtych czasach nie można było zamówić kilku ciężarówek papieru, gdyż nikt nie był w stanie zrealizować takiego zamówienia. To w dużej mierze było powodem krytyki Gazety, której dopuścił się nasz gość.

Zgodnie z Jego opinią, gazeta, która miała faktyczny monopol na codzienne słowo pisane, powinna cechować się pluralizmem i dopuszczać opinie z lewej, z prawej i ze środka sceny politycznej, czyli umożliwić wszystkim obywatelom zwłaszcza w pierwszych latach tworzenia III Rzeczpospolitej – swobodną dyskusję o zrębach nowego ustroju polskiego państwa. Pierwszy więc zarzut, który redaktor Remuszko postawił Gazecie, tyczył się niedopełnienia obietnicy pluralizmu zadeklarowanej na pierwszej stronie, pierwszego numeru GW, które objawiło się szybkim zawężeniem kąta widzenia świata do tego, który możemy obserwować dzisiaj. Wszyscy wiemy, jaką linię prezentuje dziś Wyborcza.

Skoro Gazeta zbudowała swój majątek na społecznej własności – mówił Remuszko – to prywatne uwłaszczenie się tym majątkiem przez około setkę ludzi jest „nieprzyzwoite, brzydkie i nieuczciwe”, tym bardziej że ich nazwiska do dziś pozostają ściśle tajne. Agora jest prywatną spółką i szary obywatel III RP proszony jest o to, by się nie interesował beneficjentami rynkowego debiutu spółki. Formalnie Agora powstała, jako spółka posiadająca kapitał założycielski wynoszący 15 zł, ale było to związane tylko z ustawową minimalną, wymaganą przez ówczesne przepisy kwotą, którą należało uzbierać, do tego by uzyskać stosowny wpis urzędnika. Agora zadebiutowała na giełdzie 19 kwietnia 1999 roku, czyli w 10 lat po rozpoczęciu działalności i na debiucie zgarnęła z rynku prawie 3 mld $, gdyż tyle wynosił iloczyn ceny akcji i wolumenu na GPW. Tę informację można sprawdzić na „pierwszym lepszym” portalu poświęconym warszawskiemu parkietowi.

Dla zwykłego „zjadacza chleba” jest to astronomiczna kwota, którą można było wypracować tylko pod jednym warunkiem – otrzymania wydatnego wsparcia aparatu politycznego reorganizującego się, po latach rządów komunistów, państwa. Może to i z powodu tych tysięcy milionów złotych żadna z ośmiu gazet głównego nurtu, do których nasz gość zgłosił się w 1999 roku, celem wydrukowania płatnego ogłoszenia o wydaniu książki opisującej historię GW, nie odważyła się przyjąć zgłoszenia… Powstrzymajmy się jednak od wygłoszenia kategorycznych opinii, tym bardziej, że sprawa zdaje się być „za trudna” dla połowy sędziów zajmujących się nią w ramach rozpatrywania pozwów złożonych przez red. Remuszkę zaraz po odrzuceniu jego ogłoszenia. Istotnie, nasz gość złożył 8 pozwów przeciwko redakcjom, które nie zgodziły się na publikację ogłoszeń o powstaniu książki poruszającej tematykę GW, majątku Agory i działalności Adama Michnika, z których 3 razy przyznano mu rację, trzykrotnie uznano, że racji nie ma, a w dwóch przypadkach sprawy pozostawiono jeszcze nierozstrzygniętymi.

W związku z tym, że w niedługim czasie ma się ukazać czwarte, uzupełnione wydanie książki „Gazeta Wyborcza. Początki i okolice” powstrzymałem się od wymieniania nazw redakcji, które brały udział w próbie zamilczenia jedynego, tak merytorycznego, opracowania poświęconego wspomnianym problemom oraz nazwisk potencjalnych beneficjentów giełdowego debiutu spółki, która swój udany początek zawdzięcza wykorzystaniu wspólnego majątku wszystkich Polaków. Wszelkie kluczowe informacje, tj. liczby, nazwiska, dokumenty i opinie odautorskie, mogą znaleźć Państwo w książce redaktora Remuszki. Miejmy nadzieję, że wszystkim chętnym do lektury książki uda się nabyć ją przy kolejnym wznowieniu, gdyż, jak można się było spodziewać, nasz gość odjechał do domu bez przywiezionych ze sobą, ostatnich egzemplarzy.

Mam za to nadzieję, że zabrał z tego spotkania pozytywne wspomnienia, gdyż pozytywnie zaskoczyła Go ilość ludzi przybyłych w celu wysłuchania tej, arcyciekawej opowieści. W tym miejscu w imieniu wszystkich sympatyków Nowej Prawicy, patriotów i miłośników prawdy przybyłych na spotkanie chciałbym podziękować redaktorowi Remuszce za miłe i kształcące spotkanie.

Za uwagę dziękuję,

Członek KNP-Łódź

Przemysław Sędzicki

Spotkanie ze Stanisławem Remuszko.

Grecki samobójca: Młodzi ludzie chwycą za broń

Polecamy- cały film dostępny na youtube :)

Godfrey Bloom: Grecja nie jest wyjątkiem, to tegoroczny problem.