Ja, wędrowiec, pomiędzy grzechami i spojrzeniami.
Niczym rozbite naczynie, nigdy więcej nie przepłynę tych wód.
Nie znalazłem niczego wzniosłego jako słońce wysoko zszedłem do granic boskiego bytu.
Świat jako przejście do ciemnej i zimnej pustyni Milczącej Martwej Nicości.
Kto raz straci to co ja straciłem, już nigdy więcej nie spocznie pod tym drzewem.
Obserwując świat z poziomu gwiazd widzę ludzkość która od tysięcy lat konsekwentnie dąży do nikąd. Zatracona w zachwycie nad zdolnościami manualnymi swych rąk, gubi po drodze prawdziwe talenty dane im przez naturę, izolując jednostki posiadające owe umiejętności grubym murem ignorancji, bądź murami psychiatryka. Ileż to prawdziwych geniuszy ukrywają puste sześciany zimnych, martwych cel kreowanych strachem przed prawdą? Strachem ludzi budujących swoje paranoiczne przeznaczenie uwijających się przy tym niczym mrówki, chcące zaspokoić niepohamowane żądze tworzenia dwojga swoich oczu.
Chodź nieco mnie to przeraża – a już tym bardziej przyznawanie się do tego [po tym artykule prawdopodobnie zostanę zgłoszony do Tworek przez ACTA:) ] – to zbyt często nie pojmuję kierunku, jaki obraliśmy sobie już na początku naszego istnienia. Nie rozumiem granicy pomiędzy normalnością, a wariactwem – ją wszak zbyt często wyznaczają umiejętności, których nie da się opisać w sposób naukowy. Bo jak tym sposobem opisać umiejętność oddzielania świadomości od ciała, bądź umiejętność czytania w myślach? Widzenia rzeczy, których inni nie widzą, przepowiadania przyszłości, czy rozmów z istotami, które nie istnieją…? Nie da się tego udowodnić, więc ze strachu odsetek jednostek myślących „inaczej” izoluje się od reszty, aby może przypadkiem nie zarażali innych swoją „chorobą”.
Niestety, ludzie, którzy widzą inaczej, w większości przypadków, widzą po prostu więcej niż inni. Od tysięcy lat mrowisko ziemian wytwarza rzeczy, które tak naprawdę nic w praktyce nie dają. Budujemy domy – lecz jaki jest tego cel, skoro egzystencja w namiotach, bądź ziemiankach, nie odbiegała zbytnio w podstawowych założeniach od życia w 1500m2 willi, poza, rzecz jasna, różnicami związanymi z samym komfortem egzystowania. Jazda konno, poza tym, że była zdecydowanie wolniejszym środkiem lokomocji od samochodu, również z założenia nie odbiegała znacznie od poruszania się autem. Bo czy istotą naszej ziemskiej wędrówki jest spędzić ją w całkowitym pośpiechu, gnając za kawałkami papieru, które pozwolą nam żyć coraz szybciej, i coraz to bardziej komfortowo? Ubierać modniejsze ciuchy, jeździć lepszymi autami, budować większe, i większe rezydencje, mieć dzięki temu piękniejsze kobiety i zyskiwać tym samym poważanie wśród innych…?
Stworzyliśmy internet, aby móc porozumiewać się na odległość, telefony stacjonarne, i komórkowe, lecz czy nie wystarczyło czas poświęcony na ich wytwarzanie, poświęcić na rozwinięcie umiejętności telepatii, którą świetnie np. posługują się zwierzęta? Nie jest żadną tajemnicą, że umysł wytwarza fale radiowe; dostrojenie tych fal przez dwa umysły pozwala zatem wymieniać się informacjami bez pomocy pośrednika w postaci np. internetu, czy telefonu komórkowego. Nie wspomnę już, ile czasu w życiu spędziliśmy na nauce mowy, czyli takim poruszaniu językiem i strunami głosowymi, aby dźwiękiem wymieniać informacje pomiędzy sobą. Niestety… pomyśleć to jedno, a powiedzieć to drugie, więc system ten wygenerował efekt uboczny w postaci KŁAMSTWA, podobnie jak internet i telefony komórkowe dały moc globalnej kontroli osobom trzymającym na nich swoje brudne ręce. Rodzi się zatem pytanie: czy prawidłową ścieżką poszliśmy, wybierając drogę materii, a nie naturalnie danych nam umiejętności, które wystarczyło jedynie uruchomić w swoich umysłach…?
Budujemy tak pieczołowicie statki kosmiczne; wiemy jednak, że nie pokonamy nigdy szybkości światła, bo jako istoty materialne osiągając taką prędkość, rozbijemy się w „drobny mak”. Nie można było, idąc drogą Buddy, skupić się na medytacji i przemierzaniu wszechświata w innej, niematerialnej płaszczyźnie, jaką jest płaszczyzna astralna? Każdy, kto chodź przez chwilę zagłębił się w tematykę OOBE [Out Of Body Experience] wie, że nawet dla laika rok, góra dwa lata regularnego treningu wystarcza na odbywanie podróży po nieznanych odmętach wszechświata bez obciążenia w postaci naszego materialnego ciała. Niestety, my, biedne, zniewolone materialną rzeczywistością mrówki wolimy brnąć dalej w prowadzące donikąd rozwiązania uznając inne, alternatywne możliwości za majaczenie obłąkanego wariata.
I tak oto wybraliśmy sobie ścieżkę egzystencji, w której z zegarkiem na ręce, licząc wirtualne sekundy czasu mkniemy przez życie w walce o dobrobyt skupiając się jedynie na tym, co przesyłają do naszych umysłów obrazy pobierane gałkami ocznymi. Karmimy się informacjami wypaczonymi przez jadowite gęby elit tego świata, żyjąc jednocześnie w niewolniczym systemie finansowym stworzonym rękoma żydowskich banksterów, którym jak marionetki wtórują ich beneficjenci – grupy władzy trzymające nasze umysły w kajdanach ogłupienia. Już nawet nie potrafimy oceniać trafnie człowieka; nie rozróżniamy prawdy od kłamstwa, dobra od zła, wyłączamy myślenie w każdych możliwych aspektach naszego życia, skupiając się jedynie na bezmózgim WYTWARZANIU. W tym chorym świecie pojęcia magii, duchowości [prawdziwej, a nie tej, jakiej uczą zakłamane religie] czy mistycyzmu nie są mile widziane wśród otaczających nas ślepców. I do zagłębiania się w tych zakazanych dziedzinach nauki radzę się nie przyznawać, bo polowanie na wiedźmy, mimo XXI wieku, wciąż się jeszcze nie skończyło.
Wkroczyłem na ścieżkę na którą nie chciałem.
Utraciłem to życie dla pyłu i błota.
Mój ojciec pozostawił mi drogę jakiej nie pragnąłem,a teraz pozostaje milczący na moje ostatnie poświęcenie.
Boże mój,czemuś mnie opuścił.
Jedynie pustka spogląda na mnie z otchłani.
[Kriegsmaschine – Fear and Loathing the Gethsemane]
Łukasz Woźniak- członek KNP Łódź